- Jak się bawisz Aaronku? Gdzie
zgubiłeś Susan? – spytałam, kładąc głowę
na kolanach przyjaciela i zanosząc się chichotem. No cóż, głowę miałam słabą.
Razem z Susan upiłyśmy się już po godzinie bycia w klubie.
-
Oj Renee… Gdybym wiedział wcześniej, jak zachowujesz się po pijaku, nigdy nie
dawałbym ci nawet piwa do spróbowania. Susan tańczy z jakimś kolesiem, jak na
razie kontroluję sytuację. A ty już więcej nie pijesz, jasne? Nie mam ochoty
słyszeć twoich jęków, jak to cię głowa boli. – roześmiał się, gładząc mnie po
głowie. Był dla mnie jak starszy brat, od zawsze namawiał i jednocześnie
zabraniał niektórych rzeczy, zawsze jednak był na tyle wyrozumiały, by
traktować moje głupstwa z pobłażliwością. Rzadko kiedy pozwalaliśmy sobie na
sentymenty, jako jedyny nie zagłębiał się w moją przeszłość, pozwolił mi
swobodnie rozpocząć nowe życie. Nigdy nie wypytywał o szczegóły, gdy widział,
że nie mam ochoty o tym rozmawiać. Głównie za to go uwielbiałam. No i za te
niesamowicie niebieskie oczy, ale ten fragment mogę pominąć.
- W takim
razie pójdę daleko, żebyś nie widział i upiję się jeszcze bardziej. –
mruknęłam, podnosząc się do pozycji stojącej i idąc w stronę baru, wytknęłam mu
język na pożegnanie. Lekko się kiwając i co chwilę potykając doszłam do baru
obsługiwanego przez ciemnoskórego, nieźle napakowanego około trzydziestolatka,
serwującego właśnie partię shotów w stronę grupki imprezowiczów.
-
Co dla ciebie, skarbie? – zapytał, uśmiechając się do mnie. Skrzywiłam się,
widząc jego bliznę, ciągnącą się przez pół twarzy. Wyglądała jak zastygnięty
płomień.
-
Co ci się stało? – spytałam, wskazując palcem na bliznę. Rozszerzył lekko oczy,
jakby zdziwiony pytaniem. Po chwili wybuchnął jednak śmiechem, wieszając
ścierkę do wycierania blatu na ramieniu.
-
Widzę, że mam do czynienia ze swoim. Kim jesteś, hm? Czekaj, niech zgadnę.
Wiedźma? Wyglądasz na taką, która potrafi nieźle namieszać. A może wróżka? Te
to dopiero lubią imprezować, śliczne ale niebezpieczne jak diabli. –
zarechotał. Kiwnęłam na niego palcem, żeby się przybliżył.
-
Lisołak. – wyszeptałam. Mężczyzna spojrzał na mnie z podziwem, cicho gwiżdżąc.
Nalał mi ciemnofioletowego płynu do kieliszka, którego podstawił mi pod nos.
-
No ładnie. Lisołak, serio? Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek w swoim życiu
doczekam spotkania lisołaka! Z tego co wiem, jest was niezwykle mało, nie?
Jakiś rok temu słyszałem od jednego czarodzieja, że najwięcej was siedzi w
Norwegii i w Stanach. Podobno na świecie istnieje was jedynie pięćdziesiąt,
porażająco mało, zwłaszcza, gdy porówna się was na przykład do wilkołaków,
których jest milion na całym świecie. Co więc robisz w tak okrutnym mieście jak
Londyn, co? Nie sądzę, że jesteś tutaj z wycieczką.
-
Księżyc mnie tu ulokował, ja się przystosowałam. Okrutny jest. Wolałabym jakieś
bardziej słoneczne miejsce. Nie mógł mnie przenieść do Hiszpanii? Wredny dziad.
– naburmuszyłam się lekko, wypijając jednym łykiem całą zawartość kieliszka –
A ty? Kim jesteś, że wiesz o mnie aż tak dużo?
-
Łowcą wampirów na emeryturze. To właśnie przez jednego wampira mam taką bliznę.
Łapałem te pijawki przez dobre sto dwadzieścia siedem lat, zwiedziłem więcej
świata, niż sam chciałbym i od trzech lat siedzę za barem w klubie starego
przyjaciela. Nie mogłem siedzieć bezczynnie, natura łowcy zobowiązuje. –
mrugnął porozumiewawczo. Zerknęłam na zegarek powieszony nad jego głową. Za
pięć druga. Stawałam się coraz bardziej senna, oczy same się przymykały. Nic
nie mówiąc odeszłam od baru, kierując się w stronę wyjścia. Miałam dosyć. Cała
głowa mi pulsowała, czułam jak słabnę. Jeszcze nigdy nie czułam się tak źle po
pijaku. Słaniając się na nogach doszłam do drzwi udekorowanych neonowymi
lampkami, od których jaskrawości zaczęło mi się kręcić w głowie. Co się dzieje?
Co ja tu robię? Zawarczałam cicho, na czubku głowy poczułam lekkie mrowienie,
spod moich blond włosów wyskoczyła para lisich uszu. Westchnęłam. Działo się ze
mną coś bardzo niefajnego, na dworze było zimno, nie miałam pojęcia co robić i
na dodatek pojawił się ten nieszczęsny „dodatek” – super. Odeszłam kilka kroków
od klubu idąc w stronę Księżyca, który obserwował mnie dzisiaj swoją pełną
okazałością. Wredny dupek. Miałam ochotę krzyczeć, wrzeszczeć, tupać i płakać.
To wszystko jego wina. Nigdy mi do końca nie wytłumaczył kim jestem, dlaczego
to właśnie ja zostałam wybrana i co mam robić. Zostawił mnie na pastwę losu. Czułam
łzy, spływające po policzkach, chociaż było to uczucie tak odległe, że ledwie
wyczuwalne. Usta zaczęły mnie parzyć, jakby dotknęły rozgrzanego metalu, z
czoła kapał zimny pot. Zaczęłam chichotać z własnej bezsilności. Wszystko wokół
mnie zaczęło wariować, nawet ja. Czy to wszystko było wynikiem mojej wybujałej
wyobraźni? A może to tylko sen? Miałam szczerą nadzieję na to drugie. Nie
miałam pojęcia co się dzieje. Chyba upadłam, ale mój mózg był zbyt osłabiony by
wyraźnie to zarejestrować. Głowa zaczęła jeszcze mocniej pulsować. Momentalnie
się za nią złapałam, rwałam za włosy, krzyczałam, by to wszystko ustało. Miałam
ochotę zginąć.
Nagle
poczułam ulgę i wszystko odeszło. Już nie płakałam, myśli swobodnie przepływały
do mojej świadomości. Głowa nie pulsowała, senność zniknęła, znów czułam pełną
swobodę ciała. Rozejrzałam się wokoło. Ciemny pokój w niczym nie przypominał
zimnego chodnika sprzed klubu. Atłasowa pościel koloru ciemnofioletowego
szczelnie mnie przekrywała, kawałek mokrej szmatki powoli zsuwał się z mojego
czoła. Gdzie byłam? Jak się tu znalazłam? W mojej głowie ponownie pojawił się
lekki mętlik.
- Widzę, że
królewna w końcu się obudziła. – usłyszałam cichy głos z kąta pokoju. Przymrużyłam
oczy, próbując coś dostrzec, moja zdolność widzenia w ciemności jednak nie
poskutkowała. Wciąż byłam mocno osłabiona, więc nie było to dla mnie zbyt duże
zdziwienie. – On wkrótce wróci, do tego czasu odpoczywaj. Jeszcze nigdy nie
widziałem lisołaka, te twoje uszy były naprawdę czadowe. – Dziecko? To z
pewnością był głos dziecka, małego chłopca.
- Kim
jesteś? – wyszeptałam lekko zachrypniętym głosem. W odpowiedzi rozległ się
cichutki chichot.
- Nazywam
się Luke. Tak w każdym razie On dał mi na imię. Wcześniej byłem chyba synem
prezesa jakieś firmy na Wschodnim Wybrzeżu. Teraz szkolę się na wróża. To
śmieszne, że wystarczyło zjeść przeterminowany jogurt, do którego wcześniej
jakaś wróżka przez przypadek wsypała trochę swojego pyłku. – mały kształt
wyszedł z mroku i w końcu mogłam dostrzec jego twarz, delikatnie lśniącą w
blasku Księżyca. Wyglądał na około siedem lat, miał ciemne włosy i oczy koloru
zgniłej zieleni. Jego twarz przyozdabiał szeroki uśmiech ukazujący jego drobne,
śnieżnobiałe zęby. Przez moment pomyślałam, że przypomina mi Christana gdy był
znacznie młodszy, szybko jednak pozbyłam się tej myśli. Już dawno przyrzekłam
sobie, że nie będę wspominała swojego dawnego życia. Nie chciałam rozdrapywać
starych ran. Poza niesamowitym uśmiechem chłopca moją uwagę przyciągnęły szpiczaste
uszy ukryte między kosmykami włosów. Już wiele razy widziałam wróżki, nigdy
jednak nie miałam do czynienia z dzieckiem-wróżem. Zmarszczyłam lekko czoło
zastanawiając się, czy to w ogóle było możliwe. Historia z jogurtem zbytnio
mnie nie przekonywała. – On chciał, żebyś odpoczywała – wyszeptał, teraz z
lekką nutą paniki w jego głosie. Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Co za On? – spytałam, przekręcając lekko
głowę. Chłopiec już wcześniej użył określenia „On”. Co miał na myśli?
- Nicholas
Sandom, mój nauczyciel. Jest starszym wróżem ode mnie, podobno ma trzysta lat! –
zawołał z cichą ekscytacją. Widać, że go podziwiał. – Znalazł Cię, gdy wracał
do domu z Bristolu. Podobno zachowywałaś się jak wariatka. Dał ci jakiś
zastrzyk i od razu gdzieś zniknął. Miał wrócić pół godziny temu, a wciąż go nie
ma. Miałaś odpoczywać. Lepiej idź spać, szybciej wyzdrowiejesz.
- Muszę
wrócić! – mruknęłam, przypominając sobie o Aaronie i Susan. Pewnie już wrócili
do domu, musieli się jednak o mnie martwić, zakładając, że nie zasnęli, a ich
kac nie był zbyt wielki.
- Nie
możesz. On ci nie pozwoli! – zawołał, rozszerzając oczy – Będzie się strasznie
martwił i chodził smutny po domu. Słyszałem jak mówił, że przypominasz jego
młodszą siostrę, Julię. Zginęła podczas walki w północnych Niemczech w 1715
roku, tak w każdym razie mówił. Widziałem jej zdjęcie, była naprawdę śliczna.
- Luke. –
rozległ się chłodny głos. Gwałtownie odwróciłam głowę. W drzwiach stał wysoki mężczyzna,
wpatrujący się zimnym wzrokiem w chłopca, który momentalnie się skulił. – Chyba
za dużo wypaplałeś naszemu gościowi. Już ci kiedyś mówiłem, co sądzę o
rozmowach z nieznajomymi o mojej siostrze. – zawarczał. Luke wymamrotał ciche
słowa przeprosin, plącząc się we własnych tłumaczeniach – Idź do pokoju. –
mruknął, podchodząc w moją stronę. Po chwili usłyszałam skrzypienie drzwi i
odgłos kroków oddalających się z każdą sekundą. Mój wzrok wciąż był utkwiony w
mężczyźnie. Był niezwykle wysoki, jego niesamowicie zielone oczy, błyszczące
niczym szmaragdy przykrywały gęste loki. Usta zacisnął w wąską linię, skóra
miała kolor mleka, tak w każdym razie wywnioskowałam, widząc go w blasku
Księżyca. Podobnie jak Luke miał szpiczaste uszy, w których widniało kilka
kolczyków. Był szczupły, a jego mięśnie były widoczne spod skórzanej kurtki,
którą miał narzuconą na ramiona. Nachylił się nade mną i przyłożył zimną dłoń
do mojego czoła.
- Gorączka
spadła, źrenice nie są już tak rozszerzone, ogółem wyglądasz dobrze. Lek od Emmy
najwyraźniej poskutkował. – westchnął, przecierając dłonią oczy, po czym głośno
ziewnął – Co taki lisołak jak ty robił pośrodku londyńskiej ulicy? Gadałaś
jakieś bzdury o Księżycu, lepiej, żeby tego nie słyszał. – zachichotał,
przysłaniając usta ręką.
- Sama nie
wiem. Wyszłam z klubu i momentalnie zaczęłam się źle czuć. Moja głowa strasznie
pulsowała, wszystko mi się mieszało, nie wiedziałam, co się dzieje. A potem
wszystko minęło, gdy się tutaj obudziłam.
- Rozumiem. –
mruknął w zamyśleniu drapiąc się po głowie. Po chwili jednak nią pokręcił,
przybierając lekki uśmiech. – Nie sądzisz, że kultura obowiązuje, by się
przywitać? Nicholas Sandom, do usług.
- Renee
Widsom, miło. – wymamrotałam, czując, jak bardzo absurdalna była ta sytuacja.
Leżałam w łóżku jakieś trzystuletniego wróża, niedawno nie wiedziałam nawet jak
się nazywam, a Susan z Aaronem siedzą w domu i pewnie się zamartwiają, gdzie
jestem. Czy ta noc mogła się skończyć gorzej?
Cześć! Rozdział całkiem mi się podoba, chociaż chyba napisałam go zbyt chaotycznie. Zaraz wezmę się za szukanie bety, bo sama mieszam się przy sprawdzaniu błędów i jestem pewna, że zostawiłam ich tu całkiem sporo. A jak według Was wyszedł rozdział? Koniecznie napiszcie komentarz! :)
Zawsze mogła się skończyć gorzej, nie? Na początek się po czepiam, dopiero potem będę dobrą ciocią xD
OdpowiedzUsuńBłędnie zapisujesz dialogi. Przykład:
„Lek od Emmy najwyraźniej poskutkował. – westchnął” – kropka po „poskutkował” zbyteczna, ponieważ komentarz nawiązuje do wypowiedzi. Nie będę wypisywała więcej, po prostu informuję, że coś takiego jest.
Dalej są przecinki. Zdarza Ci się, troszkę tego było, źle je wstawiać. Albo w ogóle ich nie było. Podam przykład, aby nie być gołosłowną:
„Nic nie mówiąc odeszłam od baru, kierując się w stronę wyjścia.” - przecinek między „mówiąc” a „odeszłam”.
Ten cały Nicholas – wpierw wchodzi taki poważny, beszta małego szkraba, bo za dużo mówi o siostrze dorosłego wróża, a potem chichocze. Dziwne… Rozdział mi się podoba. Ta cała rozpacz dziewczyny, bo Księżyc ją ulokował, tam gdzie ona nie chciała. Środek najlepszy, najciekawszy.
Pomijając błędy jest naprawdę dobrze. Piszesz dosyć zgrabnie, masz fajny styl, dzięki czemu lekko się czyta. Oby tak dalej!
Pozdrawiam!
Tak, przecinki i dialogi to moje pięty Achillesowe. Zaraz wszystko poprawię, dziękuję! :)
UsuńOpowiadanie bardzo ciekawe, przynajmniej jak na początek. Podoba mi się twój styl pisania i sposób, w jaki nadajesz swoim bohaterom charaktery. Postacie są dzięki temu wyraziste. Masz talent, z niecierpliwością będę oczekiwać kolejnego rozdziału. :)
OdpowiedzUsuńPS. Zapraszam również do siebie. x
http://banshee-fanfiction.blogspot.com/
Zgadzam się z Lydią. Masz ładny styl, choć w kilku miejscach brakuje Ci przecinka. Lisołak? Wybacz, ale dla mnie jest to troszkę śmieszna nazwa :D Z niecierpliwością oczekuję drugiego rozdziału i mam nadzieję, że pojawi się dość szybko :)
OdpowiedzUsuńTymczasem zapraszam do mnie: niech-milosc-zwyciezy.blogspot.com
Wesołych Świąt :)
O jak ja się cieszę, że wreszcie znalazłam porządne opowiadanie!
OdpowiedzUsuńNajpierw wspomnę jednak o szablonie. Jest przepiękny! Naprawdę. Dość subtelny, ale dzięki temu wprowadza na Chytrego Lisa pewną tajemniczość, która aż każe wziąć się za czytanie.
Jeżeli chodzi o treść, to zauważyłam tylko te błędy związane z dialogami, ale Czarna Mamba już je wypisała, więc nie będę pisać dwa razy tego samego. ;) Muszę przyznać, że masz bardzo ciekawy styl: prosty i zwięzły, ale dzięki temu lekki i odprężający. Nie ma w nim nic ciężkiego lub niepasującego, przez co czytałoby się wolno i powracałoby do jednego zdania, bo tak naprawdę nie wiadomo, o co chodzi.
Fabularnie jest strasznie tajemniczo. Owszem, dowiedzieliśmy się czegoś o świecie, w którym rozgrywa się Chytry Lis, ale większość informacji została podana tylko po to, byśmy chcieli jeszcze więcej. Ten mechanizm przypomina człowieka z pragnieniem, który pije colę, a ta sprawia, że chce więcej i więcej. Bardzo dobra strategia swoją drogą. Podoba mi się kreacja bohaterów, chociaż więcej będę mogła powiedzieć po kilku rozdziałam. Jestem w stanie jednak stwierdzić, że już polubiłam Renee. Jest taka tajemnicza, że aż chce się ją udusić, zakopać, a potem odkopać, zapytać o to wszystko i znowu zabić, bo pewnie nic nie wyjawi. xd
Jestem naprawdę wniebowzięta i mam nadzieję, że niebawem pojawi się nowy rozdział.
Pozdrawiam, dodaję do obserwowanych, Alia
http://szamanska-przepowiednia.blogspot.com
Rozdział jest świetny równie jak poprzedni. Podoba mi się twój styl pisania i nie robisz dużo błędów. W sumie ja nigdy nie skupiam się na błędach, bo dla mnie ważniejsza jest fabuła. Tylko takie mocne błędy rzucają mi się w oczy, a u cb nic nie wyłapałam. Jestem ciekawa co dalej będzie z lisołakiem i jaki związek ma z wróżami (nie wiem jak to się odmienia w rodzaju męskim). Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział. Dodaję blog do mojej czytelniczej listy i będę zaglądać tu częściej, a tymczasem zapraszam do siebie.
OdpowiedzUsuńhttp://nathalie-rose-stories.blogspot.com/
Bardzo podoba mi się, jak piszesz :). Opowiadanie ciekawie się zaczyna. Zaintrygowało mnie wiele rzeczy, główna bohaterka zwłaszcza i rzeczy z nią związane ;). Popełniasz mało błędów, co też mi się podoba :). Nie mogę się doczekać następnego rozdziału! <3 Pisz szybko! Pozdrawiam i weny życzę :).
OdpowiedzUsuńZapraszam również na mojego bloga, na którym pojawił się nowy rozdział :) http://put-forehead-world.blogspot.com/ Będzie mi bardzo miło, jeżeli mój blog zaciekawi Cię podobnie, jak mnie Twój <3.
WENY!